Gdy karoca stanęła, otworzył drzwi, zeskoczył
na ziemię i podał jej rękę. Po wyjściu z dusznego pojazdu Victorii od razu przeszły mdłości, ale jej umysł nadal pracował gorączkowo. Przez kilka minut spacerowała po trakcie zrytym koleinami, a Christopher dotrzymywał jej towarzystwa. Wkrótce nadjechał drugi powóz ze służbą i bagażami. - Już lepiej? - zapytał Kit. - Chyba tak. Dla zachowania pozorów nadal trzymała się za brzuch i od czasu do czasu wydawała z siebie cichy jęk. Ile z tego, co powiedział jej Sinclair, było kłamstwem, a ile prawdą? Czy rzeczywiście usiłował ją chronić, czy po prostu chciał się jej pozbyć? - Możemy jechać dalej? Nie mogła w nieskończoność chodzić po gościńcu. Skinęła głową i ruszyła w stronę karocy. Po dwóch krokach zatrzymała się tak raptownie, że Christopher na nią wpadł. - Przepraszam! - wymamrotał, chwytając ją za łokieć. - Chyba nam nie zemdlejesz, co? - Nie wiem. Woźnica odwracał głowę i zasłaniał twarz ręką, ale Victoria nie miała żadnych wątpliwości. Omal nie zaczęła śpiewać. Zaraz jednak naszła ją chłodna refleksja. To, że Sinclair wysłał razem z nimi Romana, nie oznaczało, że jego głównym celem nie było wyprawienie jej z domu. - Woźnico! Muszę zamienić z tobą słowo. Roman aż podskoczył na koźle. - Woźnico! - Tak, milady - mruknął lokaj i niechętnie zszedł na ziemię. - Vixen... - Wybacz, Kit. To potrwa tylko chwilę. - Podeszła do Romana i spytała: - Co tu robisz? - Powożę, milady. Jeśli będzie pani taka miła i wróci na miejsce, pojedziemy do gospody Red Lion. Red Lion. W umyśle Victorii zaczął się formować pewien plan. Najpierw jednak musiała zadać kilka pytań. - Dlaczego Sinclair nie odesłał mnie do rodziców? Lokaj odchrząknął. - Nie wiem, milady. - I dlaczego wypędził razem ze mną swoją rodzinę i oddał nas wszystkich pod twoją opiekę? - Nie... - Wracamy. Roman zbladł. - Nie zawiozę pani do Londynu - oznajmił stanowczo. - Dostałem inne polecenie. Victoria nabrała przekonania, że Sinclair wcale się nią nie znudził. Rozejrzała się po pięknej okolicy, myśląc intensywnie, co zrobić z Augustą i Christopherem. Nie mogła narażać ich na niebezpieczeństwo