pachwinę.
Zachwiał się, jęknął donośnie i puścił ją. Odepchnęła napastnika, a gdy kolejny, Draxinger, chciał chwycić ją za łokieć z pojednawczym „No, no, kochanie!”, uderzyła go pięścią w szczękę. Najmocniej, jak tylko mogła. A potem wybiegła prosto w ulewę. Alec zamarł, zdumiony. Rzadko co go zaskakiwało, a już na pewno nie mógł tego powiedzieć o kobietach. Patrzył oniemiały, jak Rushford zwija się wpół z jękiem, a Drax pluje krwią i lamentuje: - Ta przeklęta dziwka wybiła mi ząb! Nagle Alec zaśmiał się głośno. O Boże, ależ go urządziła! Niejedna angielska dama, niegdyś przez nich emablowana, wiele by dała, żeby ujrzeć swoich uwodzicieli w takim stanie! Chociaż dziewczyna nic mu nie zrobiła, pobiegł w ślad za nią, nie dbając o deszcz. Melancholia przeszła mu, jak ręką odjął. - Dokąd pędzisz?! - wrzasnął Fort. - Upewnić się, że nic jej nie jest! - O nią się martwisz? - wychrypiał Rush. - A my? - Zasłużyliście na to! - Zdołał dostrzec sylwetkę nieznajomej, znajdującą w ciemności. - Hej, ty, wracaj! - zawołał za nią. Obejrzała się, przestraszona, ale nie przerwała biegu. - A nie mówiłem, że ją przerazicie?! - huknął Alec. Rzucił się w pogoń i po chwili niemal się zrównał z uciekinierką. - Ostrożnie, ona jest niebezpieczna! - krzyknął Fort. - Właśnie takie lubię! - parsknął zduszonym głosem. Cóż mu w końcu mogła zrobić? Z pewnością nie była zwykłą ladacznicą, miała za dużo odwagi i wigoru. Musi się dowiedzieć, kim jest! To było prawdziwe wyzwanie. A wyzwania, podobnie jak niespodzianki, rzadko spotykał na swojej drodze. Nieznajoma intrygowała go. A w dodatku lękał się o nią, mimo że tak naprawdę nic go z nią nie łączyło. Nie sądził, żeby naprawdę była ladacznicą, która przyszła zbyt wcześnie i zasnęła, czekając na nich. Strój świadczył raczej o czymś innym. Nie pachniała tanimi perfumami, nie była uróżowana, nie nosiła tandetnych błyskotek. No i na pewno nie piła! Albo nie rozbudziła się należycie, gdy jego towarzysze zaczęli ją nękać niewczesnymi względami, albo miała inny powód do lęku. Chciał się tego dowiedzieć i rozwikłać zagadkę. Dziewczyna zwolniła, mijając róg ulicy. Najwyraźniej osłabła. Rozejrzała się wokoło i spojrzała za siebie. Widząc, że wciąż ją goni, poderwała się do biegu. - Zostaw mnie! - krzyknęła. - Poczekaj! Muszę z tobą pomówić! Parsknęła gniewnie i skręciła w lewo. Alec nie na darmo ćwiczył w londyńskich klubach. Przeskakiwał z rozmachem przez głębokie kałuże. Chyba już nie wróci do Draxingera na karty! Nie, ta gra wciągnęła go bardziej. Za długo obywał się bez kobiety. Odrzucony przez jedyną dziewczynę, którą chciałby poślubić, gdyby kiedykolwiek miał się ustatkować, stracił ochotę na miłosne podboje. Aż do dzisiejszej nocy. Czego się, do licha, spodziewał? Ścigana w strugach deszczu dziewczyna mogła ukoić jego smutki jak każda inna. Ale on chciał odnieść sukces tam, gdzie druhom się nie powiodło. Dziewczyna minęła rząd luksusowych sklepów, zaryglowanych na noc. Biegła coraz wolniej, jakby opuszczały ją siły. Raz jeszcze obejrzała się lękliwie. Alec niemal ją wtedy dopędził. - Precz, ty hultaju! - Nie! - odparł wesoło. Już ona pozna jego osławiony upór. A on - jej imię. Z desperackim jękiem rzuciła się ku najbliższej witrynie i chwyciła jedyną broń, która wpadła jej w ręce, ciężkie gasidło do świec z długą, metalową rączką. Machnęła nim groźnie. - Nie zbliżaj się! - Ho, ho! - Zaśmiał się. Podobała mu się coraz bardziej. - Trzymaj się z dala albo rozwalę ci głowę! Nie posłuchał jej oczywiście i zbliżał się do niej krok po kroku. - Powoli, koteczku... - Nie nazywaj mnie tak! - Z rozwianymi włosami, w przemoczonej odzieży, zamachnęła się gasidłem.