- Pewnie ogłuchł od mojego wrzasku.
- Siadaj! - Tak, proszę pani. Drobna i smukła, z uroczymi dołeczkami w policzkach, Emma wyglądała raczej na nimfę niż właścicielkę i dyrektorkę szkoły dla dziewcząt. Z drugiej strony, jej spokój, opanowanie i uprzejmość sprawiały, że wszyscy dawali jej więcej niż dwadzieścia cztery lata. Alexandra westchnęła i usiadła przy oknie, a tymczasem przyjaciółka weszła do małej kuchenki. Z korytarza dobiegły śmiechy, ale szybko ucichły. Uczennice właśnie szły do jadalni na kolację. - Domyślam się, że ty i lord Kilcairn mieliście sprzeczkę - powiedziała Emma, stawiając tacę na biurku. - Tak. Ale doszło do niej z jego winy. Nalała herbaty do filiżanek i dała psu ciasteczko. - Zawsze kłócisz się ze swoimi pracodawcami? - Tylko gdy się mylą. Westchnęła cicho i sięgnęła po filiżankę. Nie mogła sobie przypomnieć, ile razy siedziała na tym samym krześle i zwierzała się z kłopotów ciotce Emmy. Nie sądziła, że podobna sytuacja jeszcze kiedyś się powtórzy. - Zamknął mnie w piwnicy win. - Naprawdę? Co za barbarzyństwo! - I to nie w głównej, tylko zapasowej. Emmie zadrgały usta. - Więc jesteś zła, bo lord Kilcairn nie zamknął cię w głównej piwnicy? - Oczywiście, że nie dlatego. Nie kpij sobie ze mnie. - Nawet mi coś takiego nie przyszło do głowy, Lex. Dlaczego cię uwięził? Po trzech dniach rozmyślań w trzęsącym się i zatłoczonym dyliżansie nie umiała odpowiedzieć na to pytanie. Wstała z krzesła i podeszła do okna. - Nie mam pojęcia. - Po drugiej stronie stawu, za niewielkim ogrodem i rzędem wiązów pasło się stado krów. - Ale nie to było najgorsze. Panna Grenville oparła brodę na ręce. - Tak podejrzewałam. - Wydał przyjęcie i w tajemnicy przede mną zaprosił wuja Monmoutha. - Mój Boże! - Lucien Balfour jest złym człowiekiem i nie powinnam nigdy przyjmować posady w jego domu. - Przyjaźni się z twoim wujem? - Na pewno nie. Po prostu starał się doprowadzić do pojednania dla własnej wygody. - Wygody? Alexandra uderzyła w parapet, aż zabolała ją ręka. - Nawet nie pytaj. Nie potrafię tego wyjaśnić. - Lex, cieszę się, że tu jesteś. Bardzo mi się przyda twoja pomoc. - Ale? - Ostatnio zawsze było jakieś „ale”. - Muszę teraz myśleć o Akademii... - Rozumiem. - Łzy popłynęły jej po policzkach. Rzeczywiście nie miała teraz gdzie się podziać. - Pozwól mi dokończyć, głuptasie. Jesteśmy instytucją edukacyjną, a nie schroniskiem dla chorych z miłości uciekinierek. Muszę być pewna, że zamierzasz tu zostać. - Nie jestem chora z miłości! - obruszyła się przyjaciółka, wycierając oczy. - Oznajmiłam mu, że wyjeżdżam. Zgodził się, i oto jestem. Emma patrzyła na nią przez dłuższą chwilę. - Na pewno? Alexandra miała wielką ochotę tupnąć nogą, ale zadowoliła się skrzyżowaniem rąk na piersi. - Oczywiście, że tak.