ruszyła do garderoby Aleksa, przechodzac przez siłownie, z
389 której nader rzadko korzystał. Tu, w niedu¿ym pomieszczeniu pełnym jego garniturów i marynarek zapach wody po goleniu był znacznie silniejszy. Cicho uchyliła drzwi do sypialni i przez szpare zajrzała do prywatnego sanktuarium Aleksa. Z ulga spostrzegła, ¿e jego łó¿ko jest porzadnie zasłane i tak równiutko przykryte narzuta, jakby spodziewał sie wojskowej inspekcji. Powoli wypusciła powietrze z płuc i wróciła do gabinetu. Nerwowo, dr¿acymi palcami przerzuciła kartki jego notesu. Pamietała sporo nazwisk, bo w ciagu kilku ubiegłych tygodni poznała kilkoro ludzi, a o innych słyszała. W sumie rozpoznała mniej wiecej jedna trzecia nazwisk zgromadzonych w kalendarzu. Czytała wszystkie bardzo uwa¿nie, starajac sie zapamietac pewne szczegóły dotyczace krewnych, znajomych i współpracowników Aleksa i Marli. Znieruchomiała, kiedy jej wzrok napotkał imie Kylie Paris. Kylie. Znowu. Na moment serce przestało jej bic. Wiec kobieta noszaca imie, którym nazwał Marle jej ojciec, naprawde istnieje. Nagle zaschło jej w gardle. Zagryzła wargi. Dobry Bo¿e, czy Kylie to jej imie? W takim razie dlaczego wszyscy, łacznie z jej me¿em, uwa¿aja ja za Marle? To przecie¿ nie ma sensu. A mo¿e Kylie to imie innej osoby? Czy to mo¿liwe, ¿e ona, Marla, ma przyrodnia siostre, jak sugerował Conrad Amhurst? Czy te¿ były to tylko majaczenia starego, chorego człowieka? Nigdy nie zrozumiesz, prawda? Nie jestes moja córka. Wynos sie stad, Kylie, i nigdy nie wracaj. Nie dostaniesz ode mnie ani centa! Bał sie o pieniadze? Ten człowiek, który wszystko, co w ¿yciu zgromadził, cała swoja pote¿na fortune, zapisał jednemu noworodkowi, bał sie o swoje pieniadze? Jego pełne nienawisci słowa ciagle dzwieczały jej w uszach, kiedy uwa¿nie czytała adres i numer telefonu zanotowane przy nazwisku Kylie Paris. Powiedziała sobie, ¿e 390 fakt, i¿ jest srodek nocy nie ma ¿adnego znaczenia, oblizała nerwowo usta i podniosła słuchawke telefonu. - Kto nie ryzykuje, ten nie ¿yje - szepneła i dr¿acymi palcami wystukała numer. Czekała, mocno sciskajac słuchawke w spoconej rece. Po kilku sekundach rozległ sie cichy szczek, a potem nagrany na automatyczna sekretarke kobiecy głos - zmysłowy, rozbawiony, kuszacy. - Czesc. Masz pecha, bo nie ma mnie w domu. Ale wiesz, co robic -zostaw numer telefonu, a ja oddzwonie po powrocie. Jesli bede miała ochote. Ciao. Sygnał. Marla odło¿yła słuchawke. Szybko. Przełkneła sline. A mo¿e jednak powinna była zostawic wiadomosc? Kim jest ta kobieta? Jej siostra? Kims zupełnie obcym? A mo¿e ona sama nagrała sie na sekretarke, jako Kylie Paris? Gdyby tylko cos jej sie przypomniało! Patrzyła na telefon, zastanawiajac sie, czy nie zadzwonic jeszcze raz. Chyba nie byłoby w tym nic złego, gdyby powiedziała, ¿e nazywa sie Marla Cahill i szuka siostry... Nie, lepiej byłoby jednak spotkac sie z ta kobieta osobiscie. Twarza w twarz. Mo¿e jej widok