Alex pojechał do miasta, wiec miałem du¿e szanse zastac cie tu
sama. Marla chrzakneła w zakłopotaniu. Miała wra¿enie, ¿e w jego oczach widzi odbicie własnych erotycznych fantazji. Walczył z tymi samymi zakazanymi pragnieniami, co ona. - Dlaczego? - spytała cicho. W monotonnym szumie deszczu jej głos wydał sie dziwnie stłumiony. Próbowała sobie wytłumaczyc, ¿e to z powodu drutów, które ciagle tkwiły w jej ustach, ale w głebi ducha wiedziała, ze to nieprawda. - Dlaczego chciałes sie ze mna spotkac? - Wczoraj wieczorem miałem goscia - odparł. - Cherise. Chciałaby sie z toba zobaczyc. - Czemu po prostu nie wpadnie tu któregos dnia? - spytała Marla, starajac sie nie myslec o d¿insach, opinajacych nisko jego waskie biodra, o jego szerokich ramionach, rozpierajacych stara kurtke i o tym, jaki wydał jej sie pociagajacy - i niebezpieczny. - Alex sie nie zgadza. - Alex chyba nie przepada za nia ani za jej bratem - zauwa¿yła Marla, z trudem odrywajac wzrok od Nicka. Przypomniała sobie, co Alex i Eugenia mówili o kuzynach - krwiopijcy, chciwe pijawki. Czy nie tak ich nazywali? - Alex warczy, bo próbuja mu odebrac jego kosc. Całkiem spora. W ka¿dym razie Cherise prosiła, ¿ebym przekazał ci jej prosbe. – Nick zało¿ył rece na piersi. Skóra jego kurtki zaskrzypiała cicho, kiedy napiał ramiona. Krople deszczu spływały mu z włosów po szyi za kołnierz. Marla poda¿yła wzrokiem za jedna z nich. Nagle zaschło jej w ustach. - Pomyslałem sobie, ¿e masz prawo wiedziec - dodał. 169 - Ja... tak. Tak. - Opanowała sie szybko. - Oczywiscie, ¿e Cherise mo¿e do mnie przyjsc. Kiedy tylko zechce. - Chciałaby ci przeczytac kilka ustepów z Biblii. - Och. Có¿. - Chrzakneła i usmiechneła sie ironicznie. - Mo¿e Bóg chce mi cos powiedziec. Mo¿e powinnam przyjac jakas religie, czy cos w tym rodzaju. Nick parsknał smiechem. - Cherise i jej ma¿ beda uszczesliwieni, mogac cie nawrócic. - Bede o tym pamietac. Nick wsadził reke do kieszeni, wyciagnał wizytówke i podszedł do Marli. ¯wir zachrzescił pod jego butami. - Mo¿esz sama do niej zadzwonic. Chyba nie potrzebujecie posredników - powiedział, wreczajac jej wizytówke. - Ich oczy znów sie spotkały i Marla wiedziała, ¿e gdyby sytuacja była inna, gdyby to był własciwy moment, wyciagnełaby do niego rece i w milczeniu podałaby mu usta. Mijały sekundy. Marla słyszała tylko cichy szum ulicy, szmer kropli deszczu spadajacych z gałezi i oszalałe bicie własnego serca. - Dziekuje. Nick odwrócił sie, ale Marla nie mogła pozwolic mu odejsc. Nie teraz. Zeszła z hustawki i omijajac kału¿e, ruszyła szybko za nim. - Nick, zaczekaj. Chciałam cie o cos zapytac.