dzieci – dwóch synach oraz dziewięcioletniej Frei, którą lśniące,
kasztanowe włosy i orzechowe oczy tak bardzo upodabniały do matki. Na wspomnienie córki zmarszczył brwi. Była trudnym dzieckiem i dogadywał się z nią gorzej niż z chłopcami. Niechętnie się zgodził, by w tygodniu mieszkała w szkolnym internacie, gdyż chciała spędzać więcej czasu z przyjaciółkami. Musiał jednak przyznać, że w domu jest spokojniej bez jej wybuchów złości. A gdy przyjeżdżała w weekendy i cała rodzina zbierała się w komplecie, zazwyczaj udawało się uniknąć spięć. Gdy samolot ruszył gwałtownie po pasie startowym, Lily wstrzymała oddech i kurczowo uchwyciła się poręczy fotela. Nieznajomy spostrzegł napięcie dziewczyny. – Denerwuje się pani? – zapytał. Jego nieoczekiwana troska sprawiła jej przyjemność. – Ależ skądże – skłamała. – Nic mi nie jest. Nie uwierzył jej i z powątpiewaniem uniósł brew, jednak nic nie powiedział, a po kilku chwilach wznieśli się już w powietrze. Pasażerowie zaczęli odpinać pasy. Towarzysz Lily wstał i wydobył ze schowka aktówkę. Najwidoczniej zamierzał zająć się pracą. To dobrze, pomyślała, przynajmniej nie będzie musiała podtrzymywać bezsensownej pogawędki. Wyjął tekturową teczkę i zatrzasnął aktówkę, ale zdążyła dostrzec nazwisko na plakietce: ,,Theodore Montague’’. Z torby podręcznej wyciągnęła ilustrowany magazyn i przekartkowała go niedbale. W podróży nie była w stanie czytać niczego poważniejszego i podziwiała, że jej sąsiad potrafi skupić się na studiowaniu dokumentów. Zjawiła się stewardesa i kokieteryjnie trzepocząc sztucznymi rzęsami, zapytała go, co ma podać. Odwrócił się do Lily. – Czego pani sobie życzy? – Och... wezmę tylko czarną kawę bez cukru – odrzekła pośpiesznie. – W takim razie poprosimy o dwie kawy – powiedział i po raz pierwszy się uśmiechnął. Gdy już popijali gorący płyn, zagadnął: – Więc pani też nie lubi jeść podczas lotu? – Jest ciasno i niewygodnie, a poza tym podają wszystko zawinięte w plastik. – Właśnie – przytaknął. – Zresztą na krótkiej trasie jedzenie nie jest konieczne. A więc jednak zaczęli rozmawiać! Lily zazwyczaj unikała grzecznościowych pogaduszek z przygodnymi towarzyszami podróży, jednak tym razem czuła się zupełnie swobodnie. – Przypuszczam, że żadne z nas nie udaje się na wypoczynek – zauważył mężczyzna, mierząc ją wzrokiem. – Chyba jako jedyni spośród pasażerów nie nosimy dżinsów i podkoszulków. – Właściwie jadę na kilka dni do Rzymu odwiedzić brata, który prowadzi tam hotel – oświadczyła Lily. – I chcę też przemyśleć parę spraw – dodała, ale natychmiast tego pożałowała, obawiając się, że nieznajomy zacznie ją wypytywać. Lecz on tylko przyjrzał się jej przenikliwie. – Więc pan też nie jest na urlopie? – spytała niepewnie. – Niestety nie. Biorę udział w seminarium. W ubiegłym roku udało mi się tego uniknąć, ale teraz mam wygłosić referat, więc nie mogłem się wykręcić. Jednak myślę, że jakoś to przeżyję. – Znów uśmiechnął się zniewalająco. – Zawsze warto spędzić w Rzymie choćby kilka dni, bez względu na powód.